Po pierwsze - niechęć do używania stali na materiał do kopert.
Po drugie - elementarne błedy w ich serwisowaniu.
Po trzecie - sposób ich użytkowania.
Kumulacja tego była następująca : dostawałeś oto zegarek z kopertą z mosiadzu, pokrywaną galwanicznie czy to chromem, czy to złotem. Jeśli ktoś mial agresywny pot - pierwsze ślady pojawiały się po 2 latach (wżery w deklu). Pozłacane koperty wypadały tu trochę lepiej, powłoka tak długo jak nie została starta spełniała swa zabezpieczająca rolę. Zegarek taki lądowal na serwisie. Pierwszą rzeczą którą robiło 70% zegarmistrzów, było wywalenie stalowej uszczelki spod pierścienia dociskowego, bo "do niczego nie potrzebna". Ano potrzebna, przede wszystkim żeby pierścień po wkręceniu nie zagłebiał się poniżej krawędzi gwintu w kopercie. Dlaczego? Bo taki odsłonięty gwint o cienkiej dość ściance szybko korodował od potu, przez co pojawiały się problemy z zakręcaniem. To samo dotyczyło koronek i wałków - po serwisach ich uszczeli lądowały w śmietniku, albo nie byly wogóle wymieniane przez cały okres użytkowania - na końcu były już rozwalone, sparciałe itd. Efekt ? Ano wilgoć. Najczęściej dostawała się do środka przez koronkę właśnie. No i tutaj zaczyna się drugi element : miedziane tarcze lakierowane. Pod wplywem wilgoci, zieleniały.
A do tego wszystkiego - zegarek był dość tani, więc chłop go nie zdejmował jak szedl w pole, hutnik jak wytapiał, stoczniowiec jak spawał ....

A na drugim biegunie, był pan Miecio co za cztery koty z miasta Łodzi zanabywał Delbanę czy innego Atlantyka. Jako że kosztowąl on duzo więcej niż ten pierwszy, to na nadgarstku lądował do kościoła, ewentualnie ma ślub. Po 10 latach użytkowania, pielęgnowania i przytulania - pan Miecio miał już wyrobiony pogląd na zegarki : te ruskie to śmieci, nie to co delbana, Panie ...:!:
Na tej samej zasadzie ja z cała stanowczością stwierdzam, że awaryjnośc chińskich zegarków wynosi ZERO, ponieważ mnie się żaden jeszzce nie zepsuł, a w końcu każdy miałem na ręku co najmniej 5 razy

