Ja to widzę tak. Jeszcze trochę pożyjemy to doczekamy, że w Polsce będą jedynie autoryzowane serwisy. Znikną za jakiś czas zegarmistrze niezależni. Wtedy to zamierzam się obłowić w w niesprawne sprzedawane za bezcen werki szwajcarskie

.
Moim skromnym zdaniem nie tak łatwo zostać zegarmistrzem tak jak neurochirurgiem bowiem trzeba mieć zdolności manualne, spokój wewnętrzny i skrupulatność. Inaczej śrubki będą pokiereszowane a na dodatek na werku rysy po śrubokręcie. Nie wspominając o odciskach palców sprawcy tego wszystkiego na cyferblacie czy szkiełku.
Ceny konserwacji na rynku rosną i będą rosły. To będzie powiększało różnicę w cenie po między sprawnym a niesprawnym, z powodu braku konserwacji, werkiem. Zauważcie, że np. kupno używanej Omegi bez "wodotrysków" do przeglądu, kosztuje dzisiaj ~600zł jeśli za postawienie jej na nogi i renowację koperty zapłacimy 400zł, czyli skromnie, to robi się 1000zł do tego kurier, pasek etc. czyli 100zł to powoli wchodzimy w przedział nowych mechaników nie ustępujących dokładnością czy wykonaniem koperty.
Ale to nie oznacza, że każdy kto chce będzie mógł ugryźć kawałek tego konserwacyjnego tortu. To wymaga zdolności ale i oprzyrządowania oraz długiego czasu wyrabiania sobie renomy. A to wiąże się z tym, że jedna osoba w zakładzie nie wydoli czasowo. Bowiem trzeba mieć dostęp do części, obsługiwać klientów przez internet by czuli się mniej samotni bez ich ukochanych nadgarstkowych i kieszonkowych maleństw. Trzeba składać, czyścić i restaurować na bieżąco to co trafia d zakładu. Musi być też fachowiec od trudnych przypadków, które wprawdzie nie są dochodowe ale przynoszą uznanie i reklamują zakład. W którymś momencie taki rosnący zakład staje się też autoryzowanym serwisem i koło się zamyka. Czasy romantycznych samotnych jeźdźców powoli się kończą. Uważam, że obecnie mamy fazę przejściową. Czego dowodem jest choćby opisywany na innym forum serwis Omegi. Chłopaki w Omedze zaspali i nie zauważyli, że niewielu już "klęka" na dźwięk Omega, Delbana, Atlantic... Jeszcze trochę zaśpią i poczują na plecach oddech chińskiego smoka...
Dlatego nie wiem czy bycie jedynie zegarmistrzem jest optymalnym rozwiązaniem. Co nie oznacza, że nie należy uczyć się nowych rzeczy. Wszak zawsze wtedy można nim zostać z dnia na dzień gdy stanie się to dochodowym interesem.
Co do moich skromnych doświadczeń w tej naturze to uważam, że nic nie zastąpi praktyki a przede wszystkim zdrowego rozsądku. Dla przykładu. Najwięcej czasu zajęło mi nauczenie się z jaką siłą należy co i gdzie skręcać. Smarowanie też nie jest łatwe pod względem ilościowym. Na początku posiłkowałem się manualami do szwajcarów ale potem pojąłem co, jak, gdzie i teraz robię to na wyczucie. Co daje znacznie lepsze efekty od manuali. Nie uważam, że jedynie słusznymi środkami smarnymi są oleje made in swiss.
Uważam, że są przereklamowane i dlatego mają taką a nie inną cenę.
W sumie nie tak dawno znajomy poprosił mnie o zrobienie, konserwację ETA 2824-2. Zapytałem tylko czy wie o co mnie prosi? Przytaknął. Więc do dzieła...!
Może nie zrobiłem tego w tempie zawodowego zegarmistrza ale nie miałem z tym problemów. Nie "klękąłem" bo to ETA. Dla mnie był to kolejny werk poljotopodobny a właściwie wostokopodobny i tyle.
Ale zanim wziąłem tę ETA na stół musiałem nabrać wprawy. By złożenie i nasmarowanie werka nie zajęło mi całego dnia jak przy pierwszych a dwie godziny.
Teraz widzę ile jeszcze nauki przede mną.